Wyłącz komputer i chodź z nami na urodzinowy spacer – 11 lipca 2020 r.
Wiosenna sytuacja na świecie, a co za tym idzie i w Polsce nie pozwalała nam na świętowanie piątych urodzin portalu na początku czerwca br. Ale w lipcu było już mniej obostrzeń i dlatego z małym opóźnieniem zaprosiliśmy naszych gości na wspólne celebrowanie tej rocznicy. Tradycyjnie już na urodziny portalu przygotowaliśmy spacer śladem naszych internetowych artykułów. A że było z czego wybierać, bo na stronach opublikowaliśmy już wtedy łącznie ponad 550 artykułów – zaproponowaliśmy taką oto trasę.
Tajemnice starej szkoły >>
Budynek ten kojarzył mi się trochę z niedostępnością, a trochę z jakąś tajemnicą. Gdy byłam dzieckiem, byłam w tej szkole po raz pierwszy – jako osoba towarzysząca na zebraniu rodziców. Mój starszy brat chodził do tej szkoły, gdy była ona szkołą ponadpodstawową.
Budynek wydawał mi się przeogromny i trochę straszny. Miał nietypową klatkę schodową i bardzo wysokie sale. No i było wtedy bardzo poważnie – na tym zebraniu??
Mozaika >>
Była sobie szkoła. A właściwie dwie… obok siebie. Jak to na dawne czasy przystało (czyli na początek XX w) – osobno dla chłopców i osobno dla dziewcząt. Dla upamiętnienia takiej historycznej chwili dla Niederstadt jak wybudowanie dwóch szkół w 1901 roku powstała mozaika…
Spacery z Opowiadaczami to nie tylko słowo mówione. To także różne przedmioty pobudzające pamięć przynoszone specjalnie na takie spotkania. Już w tym miejscu pokazaliśmy pierwsze z nich – pudełko kolorowej kredy do pisania na tablicy, stalówkę, redisówkę i szkolny komplet przyrządów kreślarskich.
Mały krok człowieka… >>
50 lat. Kiedy to przeleciało?
Pamiętam to jakby to było wczoraj. Mieliśmy mały telewizor Belweder. Cała rodzina zasiadła przed nim w letni ciepły wieczór 20 lipca 1969 roku. Były wakacje, okazja podniosła, więc rodzice pozwolili nam wyjątkowo długo oglądać telewizję.
To jest moja łada >>
Na tym właśnie polega urok docierania do nieznanych wcześniej fotografii. Nigdy nie wiadomo po ilu latach pokażemy komuś zdjęcie, którego nigdy wcześniej ten ktoś nie widział, a które ze względu na swoją pamiątkową zawartość i tematykę przyjmie z wyrazem zaskoczenia, a może nawet niedowierzania na twarzy…
Na ulicy Dobrej czekał na nas pan, który był bohaterem tego artykułu. Wspólnie jeszcze raz wspominaliśmy nasze opowiadaczowe spotkanie podczas którego po mniej więcej 35 latach pierwszy raz zobaczył On zdjęcie na którym główne miejsce zajmował jego samochód osobowy marki łada.
Śluza Kamienna >>
Śluza kamienna – współcześnie. Każdy na swoje ulubione miejsca w rodzinnej dzielnicy. Ja też takie mam. Kiedy byłam dzieckiem nie interesowało mnie ono zbytnio. Było stałym elementem krajobrazu w którym przyszło mi żyć. No i bawić się. Zwiedzać okolicę i penetrować różne jej zakamarki. Mijały lata i zainteresowanie historią spowodowało, że dostrzegłam niezaprzeczalny urok tego miejsca.
To miejsce to kopalnia wspomnień. Skoki do wody. Opalanie na murku. Łowienie ryb. Łyżwy na zamarzniętej wodzie. Wycieczki kajakowe. Ekwilibrystyka po krawędzi grobli w kierunku zarośniętych wysepek. Niebezpieczeństwa czyhające na dnie.
Mały biały domek >>
…Los się jednak do mnie uśmiechnął i przeglądając ostatnio jedno z wydań „Danziger Hauskalender” ujrzałem panoramę zrobioną z Bastionu Żubr w kierunku Dolnego Miasta, która pokazywała m.in. fragment tego właśnie białego budyneczku. Niewielki, ale jednak. Widać na fotografii trzy okna, spadzisty dach i chyba nawet jakaś mała szopka/komórka jest przyklejona do tyłu budynku.
To historia o tym jak po zamknięciu materiału na nasz przewodnik po placu Wałowym autor artykułu postanowił w 2017 roku odpocząć szukając jakiegoś lekkiego tematu do napisania na portal. I znalazł. A po opublikowaniu okazało się, że obudził lawinę wspomnień u osób, które doskonale pamiętają nie tylko wspomniany tytułowy domek. ale nawet potrafili wymienić nazwiska wszystkich, którzy w tym domku mieszkali przed jego rozbiórką.
Widziałem słonia na Dolnym Mieście >>
Na Dolnym Mieście jest mnóstwo psów. Być może jeszcze więcej kotów. W okolicach Kamiennej Śluzy o tej porze roku można dostrzec kormorany suszące w słońcu swoje skrzydła, a przez cały rok obserwują nas z wody kaczki krzyżówki i łabędzie. Czasami podczas wieczornego spaceru można spotkać jeża albo zobaczyć rankiem przez okno wędrującego po ulicy lisa. Ale słoń – na naszej dzielnicy… to chyba niemożliwe.
A jednak miało to miejsce. Pamiętacie Państwo to wydarzenie?…
W niedzielę 14 lipca 2013 r. o godzinie 18.00 w ramach XVII Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych na placu przy ulicy Fundacyjnej wystawiono spektakl „Kilku ekscentryków i słoooń” Kliniki Lalek z Wolimierza.
Wszystko zaczęło się od krzyżówki o Dolnym Mieście. Krzyżówki w której pojawiło się hasło słoń. Tylko gdzie znaleźć słonia w tej dzielnicy? I wtedy jak na zawołanie pojawił się na Reducie Wilk prawdziwy słoń. Magia!
Z notatnika organizatora i uczestnika święta ulicy Zielonej i Dnia Sąsiadów w 2015 r. >>
Mniej więcej 19 godzin na nogach bez chwili wytchnienia. Ale warto było. Warto było zrobić coś wspólnie dla ulicy Zielonej. Udało się poznać przesympatycznych mieszkańców tamtej części Dolnego Miasta. Udało się wspaniale spędzić czas z sąsiadami. Udało się zazielenić Zieloną. To była wyjątkowo udana sobota. I już nie mogę się doczekać kiedy za rok otworzymy lodziarnię na Chłodnej, wyciągniemy królika z kapelusza na ulicy Królikarnia albo pobijemy rekord świata w jednoczesnym grupowym staniu na jednej nodze w pozie jaskółki na Jaskółczej.
Naszymi gośćmi specjalnymi w tym miejscu byli Ci, którzy zaangażowali się w zazielenienie ulicy Zielonej. Wspominaliśmy wspólnie składanie gigantycznych donic w zajezdni tramwajowej, sadzenie jabłonek oraz wielki finał połączony z festynem doskonale pamiętanym do dnia dzisiejszego.
Wierzbowa >>
Jest taka niezbyt długa uliczka na Dolnym Mieście. Uliczka cicha i spokojna, i gdyby nie samochody zaparkowane przy krawężnikach i wisząca antena satelitarna, można by pomyśleć, że czas się tutaj zatrzymał. Tak naprawdę nie jest bardzo znana, ani nie jest jakimś strategicznym i znaczącym miejscem, ale historia jej nazwy jest dość znacząca, ponieważ w języku niemieckim brzmiała ona Wiesengasse co oznacza nic innego jak Łąkowa. Po wojnie ktoś niedokładnie przetłumaczył nazwę tej ulicy i tak z Łąkowej zrobiła się Wierzbowa a z Wierzbowej – Łąkowa (Weidengasse).
Chłopiec z Wierzbowej 7 >>
W przypadku takich fotografii zawsze gdzieś tam rodzi się nadzieja, że po tych 40 latach odezwie się do nas ktoś, kto będzie znał więcej szczegółów na temat tamtego miejsca. Napisze do nas ktoś, kto pamięta tego miłośnik zespołu Kiss albo kolekcjonera opakowań po zagranicznych papierosach mieszkającego na Wierzbowej 7. A już największą niespodzianką będzie komentarz od pana w wieku mniej więcej 47-48 lat, który napisze do nas
„Nie uwierzycie, ale to ja jestem na tym zdjęciu. I powiem wam coś jeszcze – pierwszy raz to zdjęcie widzę na oczy”.
Zagadka chłopca ze zdjęcia cały czas czeka na wyjaśnienie. Liczyliśmy, że może zdarzy się to podczas tego spaceru. Ale się nie udało. My jednak jesteśmy bardzo cierpliwi i wierzymy, że kiedyś ktoś…
Dziecko, tu jest zimno i wilgotno… >>
1 marca 1968 roku, będąc 19-letnią dziewczyną, rozpoczęłam pracę jako elektryk w Zajezdni Tramwajowej Łąkowa. Pierwszą radą, którą dostałam od starszego pracownika, były słowa: „Dziecko, tu jest zimno i wilgotno, a więc do Świętego Ducha (czerwiec) nie zdejmuj kożucha, a po Świętym Duchu chodź dalej w kożuchu”.
Nikt tak jak Pani Maria nie sypie jak z rękawa anegdotycznymi historiami o pracy w zajezdni. A jest o czym opowiadać.
Dźwięki Dolnego Miasta >>
Właśnie wróciłam z niedzielnego spaceru, jeszcze majowego. Po Dolnym Mieście. Usiadłam sobie na ławeczce na Bastionie i wsłuchiwałam się w odgłosy wiosny. Ptaki śpiewały przekrzykując się i nawołując się wzajemnie. Ale koncert żabich rechotów przebił wszystko. Siedząc tam uświadomiłam sobie, że Dolne Miasto jeszcze nie tak dawno było przepełnione dźwiękami.
To był jeden z pierwszych artykułów opublikowanych na portalu. Na wspomnienie tych zgrzytów i jęków syren ciarki przechodziły po plecach. Ale na końcu i tak okazało się, że teraz po latach tęsknimy za tą kakofonią, chociaż przecież kiedyś tak nam przeszkadzała.
Kaskader >>
Któregoś dnia ciocia Sabina przyszła ze szkoły i opowiedziała, że jej uczennica ma do oddania małe szczeniaki – dwa czarne mieszańce z pudlem. Babcia wpadła na pomysł, że może jednego weźmiemy. Usłyszał to mój syn Andreas i od razu zawołał: ja też, ja też chcę.
Serce miasta >>
Od samego początku opowiadałem z dumą moim Gościom, dziennikarzom i turystom o projektach artystycznych, socjalnych i kulturalnych, które u nas w Gdańsku towarzyszą rewitalizacjom poszczególnych dzielnic, a w szczególności dzieją się na Dolnym Mieście.
Kiedy dostaliśmy wraz z mamą zaproszenie do udziału w projekcie „Serce Miasta” – ucieszyłem się szczególnie. Podobał mi się wcześniejszy projekt na czekającej na modernizacje kamienicy przy ul. Kurzej, jednak w tym nowym projekcie nie chodziło jedynie o zdjęcia naszych twarzy i sesje zdjęciowa. Tu mogliśmy z mamą opowiedzieć o naszych wspomnieniach, o tym jakie mamy doświadczenia z sąsiadami, dawniej i dziś, w końcu nasze wizerunki miały sąsiadować z innymi okiennymi „mieszkańcami” kamienicy na rogu ul. Wróblej i Szczyglej.
Ten przystanek zaskoczył niektórych uczestników. Bo tyle razy przechodzili obok tego budynku, gdzie kiedyś mieściła się piekarnia, ale nigdy nie zwrócili uwagi na portrety, które obserwują ich z okien. A już odnajdywanie w oknach sylwetek Opowiadaczek i Opowiadaczy biorących udział w tym spacerze to była sympatyczna dodatkowa forma rozrywki i zabawy.
Ze szkicownikiem po Dolnym Mieście >>
Każde kolejne minuty zaskakiwały nas tym, co nagle dostrzegaliśmy. Te okna… te drzwi… te poręcze… te balkony… te bramy… te parapety… te płoty…, te fronty… te schody… te wykończenia…, ten ozdobny słup tramwajowy… Podejrzewałem, że tego dnia nie starczy mi czasu na wykreślenie na papierze wszystkiego tego co zobaczyłem. I miałem rację. Ale podjąłem kilka pierwszych prób z którymi można się od teraz publicznie zapoznać. I co więcej – obiecałem sobie, że jeszcze tu wrócę.
2 września 1938 roku
Tak się złożyło, że bohater tego artykułu napisanego w stylu lat 30. – na co dzień mieszkający w Warszawie – akurat przyjechał na krótki odpoczynek do Gdańska. Mógł więc podzielić się z nami swoją opinią na temat wydarzenia w którym wziął udział dwa lata temu i przy okazji na temat rewitalizacji Dolnego Miasta. Pokazaliśmy też szkice, które wówczas powstawały.
Mój debiut >>
Dom, przed którym w latach młodości prawie codziennie po wizycie u Babci na Kurzej czekałem z mamą na taksówkę miał być teraz miejscem, w którym odegram moją małą rolę podczas ulubionej Fety 2016 na Dolnym Mieście.
Nasz kolega Andreas wziął udział w jednej ze scen balkonowych podczas dwóch przedstawień Fety. Tylko na tym spacerze podzielił się z uczestnikami wspomnieniami od kuchni – jak doszło do tego debiutu, czym pierwsze przedstawienie różniło się od drugiego i czy do czegoś przydała mu się znajomość języka niemieckiego.
Jak na urodziny przystało zaprosiliśmy następnie naszych gości do ISE, gdzie czekały na nich kolejne niespodzianki. Szczęśliwa ręka sierotki wylosowała nagrody-niespodzianki w białych kopertach dla niektórych uczestników. Był konkurs z nagrodami – wspaniałymi kubkami termicznymi wygrawerowanymi przez Red Point Gdańsk. Jak to na urodzinach bywa – był przygotowany smaczny poczęstunek. Nie mogło zabraknąć też tortu.
Dziękujemy za to, że nas czytacie. Za to, że dzielicie się z nami wspomnieniami, które możemy opublikować. Za to, że poznajemy historie zdjęć z waszych rodzinnych albumów. Za to, że przesyłacie linki do naszych artykułów innym osobom zainteresowanym. I za to, że część z Was towarzyszyła nam podczas tego urodzinowego spaceru.
Pamiętacie które urodziny będziemy świętować za rok?…
Autor relacji: Jacek Górski.
Autorka kroniki zdjęciowej: Hanna Mikołajczak. Dziękujemy.
P.S. A tak było na spacerach w 2019 i 2018 roku.