Wymarzony autograf od Urszuli
Gdybym miał ułożyć listę moich ulubionych polskich wokalistek z tej najlepszej dla mnie dekady czyli dekady lat 80. – Urszula z pewnością byłaby w pierwszej piątce, a może nawet i w pierwszej trójce.
Słuchałem Jej piosenek w radiu, śledziłem wyniki na Liście Przebojów Magazynu Rytm i Liście Przebojów Programu III, oglądałem w telewizji Jej teledyski emitowane w Telewizyjnej Liście Przebojów albo Przebojach Dwójki, zbierałem i wycinałem plakaty oraz zdjęcia z „Panoramy”, „Dziennika Ludowego”, „Zarzewia”, „Razem” oraz „Świata Młodych”. I do dzisiaj darzę tę wokalistkę ogromną sympatią.
Ale kiedy jako młody chłopak zasłuchiwałem się w takich przebojach z pierwszej płyty Urszuli jak „Totalna hipnoza”, „Fatamorgana 82”, „Bogowie i demony”, „Ciotka P.” czy też „Luz-blues w niebie same dziury” nie myślałem nawet o tym, że kiedyś spotkam Urszulę na żywo i będę mógł zamienić z Nią kilka słów. A już o wizycie Urszuli na Dolnym Mieście to mogłem sobie tylko w snach pomarzyć.
Los potrafi nas jednak czasami wyjątkowo pozytywnie zaskoczyć właśnie w momencie, kiedy się tego najmniej spodziewamy.
Wieczorem drugiego dnia września 2017 roku powróciłem do czasów mojej szkoły podstawowej oraz liceum. Stałem sobie w cylindrze, we fraku, z muszką pod szyją i z laseczką przy ścianie sklepu motoryzacyjnego na rogu Kurzej i Wróblej i wspólnie z Urszulą nuciłem Jej największe przeboje, stopą wybijając odpowiedni rytm. Byłem jednocześnie na koncercie i w domu gdzie babcia tłumaczy małemu Jackowi, co znaczy słowo paranoja z jednej z piosenek Urszuli; gdzie pierwszy raz słyszę w radiu przebój The Beatles „Michelle ma belle” i dopiero wtedy pojmuję dokładniej o czym śpiewa Urszula w piosence pod tym samym tytułem;
gdzie dwunastoletni Jacek leży w łóżku z gorączką, bo przemoczył nogi na plaży w Sopocie i słucha sobie z magnetofonu na przemian piosenek z dwóch kaset – Urszuli i Bajmu – należących do jego kuzynki Doroty; gdzie nagrywam z telewizji piosenkę „Dmuchawce, latawce wiatr”, a moja babcia i mama na kilka minut przestają rozmawiać, bo nagrywam dźwięk nie przez kabel, a przez przystawienie magnetofonu do głośnika telewizora i nie chcę, aby ich głosy też się zarejestrowały. A to tylko czubek ogromnej góry wspomnień związanych z piosenkami Urszuli…
Zanim jednak miałem ogromną przyjemność posłuchać na żywo przebojów Urszuli na Dolnym Mieście, kilka godzin wcześniej, po popołudniowej scenicznej próbie udało mi się zamienić z tą samą Urszulą kilka słów i poprosić o autograf. Przynosząc ze sobą torbę pełną papierowych artefaktów z lat 80. nie spodziewałem się tak miłej reakcji na te moje muzyczne pamiątki. Najwięcej radości sprawiło Artystce pojawienie się wśród nich zdjęć młodziutkiej Urszuli Kasprzak z 1977 roku – roku w którym wystąpiła na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. I wyśpiewała sobie tam główną nagrodę – Złoty Samowar. Ale były też ujęcia na plakatach z czasów współpracy z Budką Suflera, stylizacje Aleksandry Laski-Wołek, nowy image po powrocie ze Stanów oraz Urszula z końca XX wieku.
Zawsze w kontakcie z Gwiazdą mam z jednej strony ochotę poprosić o dłuższą rozmowę i o złożenie autografów na wszystkim, co tylko ze sobą na takie spotkanie przynoszę. Ale z drugiej nie chcę wychodzić na natręta w stylu Jima Carreya, który w filmie „Telemaniak” na siłę próbuje zaprzyjaźnić się z jednym z klientów telewizji kablowej (widzieliście i pamiętacie ten film?…). Tak samo było i w tym przypadku. Dwa plakaty i jedna płyta z podpisem Urszuli zajmują od pierwszej soboty września br. wyjątkowo ważne miejsce w mojej kolekcji. Kto wie – może kiedyś wspomniany już wcześniej los dopisze ciąg dalszy do tych wspomnień…
Autor tekstu: Jacek Górski.
Wszystkie plakaty pochodzą z papierowego archiwum autora. Wydrukowane zostały w tygodnikach „Nowa Wieś” (fotografia: Elżbieta Żórowska, „Na Przełaj” (fotografia: Jan Wichrowski), „Razem” (zdjęcie: Antoni Zdebiak), „Panorama” (zdjęcie: ARSTON) oraz miesięczniku „Płomyk” (fotografia: Jan Wichrowski) i „XL” (zdjęcie: BMG).