Z rozmyślań podczas ubierania choinki
Każdego roku kiedy zdejmuję z góry zawiniętą w szary papier paczkę z pudełkami pełnymi bombek (kiedyś miałem wrażenie, że jest taka ogromna) i plastikowe reklamówki z choinkowymi lampkami i łańcuchami – powracają wspomnienia czasów, kiedy najpierw jako mały szkrab obserwowałem ubieranie choinki przez moją mamę i babcię, potem przez ponad trzy dekady sam uczestniczyłem w jej wspólnym ubieraniu, a od kilku lat robię to już sam i tylko dla siebie.
Większość pudełek z bombkami i innymi świecidełkami pochodzi jeszcze z czasów, gdy nie było mnie na świecie lub byłem tak małym chłopcem, że tego nie pamiętam. Ich staromodne formy i kształty w tej chwili są chyba do kupienia jedynie na pchlim targu albo na Allegro. Większość z nich ma jeszcze na opakowaniach oryginalne etykiety albo pieczątki ze Spółdzielni Pracy „Gedania” na Długiej Grobli 8/10. Do kompletu wyjmuję szklane sopelki. kolorowe ptaszki. składane gwiazdki w białym lub czerwonym kolorze, papierowe lizaki. Jeden komplet kolorowych i ażurowych bombek wykonanych z plastiku przyjechał do nas latem na początku lat 80. prosto z Milanówka gdzie mój wujek produkował je na większą skalę. Jakiś czas później jedną z takich bombek bawił się nasz pies w okresie świąt turlając po dywanie we wszystkie strony. Z tego samego podwarszawskiego źródła mamy też takie małe, plastikowe dzwoneczki wieszane po trzy na czubkach gałązek. Całość uzupełniają różne pojedyncze ozdoby. Choinkę i kościółek dostaliśmy chyba jeszcze w latach 70. od sąsiadki Zymanowej mieszkającej na parterze klatkę obok. Dziwnego ludka z dużym nosem moja mama otrzymała w szkole od swoich uczniów. Szyszkę też w szkole. Jedną z ostatnich w zbiorze jest piękna pamiątkowa bombka z napisem Opowiadacze Historii.
Na jednym z kartonowych opakowań mały Jacuś objawił swój talent artystyczny. Widząc na załączonym zdjęciu to, co mu z tego wyszło – nie ma się co dziwić, że artysta z niego nie wyrósł. Na tym samym wieczku, ale z drugiej strony – młody ekonomista próbował rozliczyć domowe wydatki. I nic to – że rachunek się nie zgadza… Co roku kiedy na to patrzę – to uśmiech na chwilę rozkwita na mojej twarzy.
Podczas ubierania choinki powracają zapamiętane scenki z przeszłości. W czasach przedszkolnych pomagałem babci nieść choinkę z rynku na Chmielnej, dzielnie trzymając ją (choinkę, nie babcię) za wąski i długi czubek. Ale byłem wtedy cały dumny z tej pomocy… Ja siłacz z „Muszelki” . Pewnego grudniowego popołudnia w latach 90. przez dwie godziny moja babcia walczyła z lampkami, które jak na złość się gdzieś tam rozlutowały. Kiedy już mieliśmy pewność, że się zapalą, one się znowu buntowały. Innego znowu grudnia pod koniec XX wieku nasz pies wyglądający przez okno i zamaszyście machając ogonem na widok jakiegoś ptaka albo innego psa, postrącał kilka bombek z dolnych gałązek. Na szczęście byliśmy czujni i powiesiliśmy w tym miejscu wyłącznie te z Milanówka.
Przy okazji świąt powraca też w moich wspomnieniach co roku jeszcze jedno ważne wydarzenie. 26 grudnia moja babcia obchodziła urodziny (zodiakalny koziorożec), zatem tego dnia w naszym domu słychać było nie tylko kolędy, ale także głośne „Sto lat!” grane na akordeonie. Jeżeli ktoś wtedy przechodził akurat Łąkową i słyszał te urodzinowe dźwięki dobiegające gdzieś z góry przez uchylone okno na trzecim piętrze – to teraz już wie z jakiej to było okazji.
A jakie wspomnienia powracają w Państwa domach, gdy przystrajacie swoje świąteczne drzewka?…
Autor: Jacek Górski.
W „Gedani” pracowalam. Malowalam tam bombki i wymyślalam też swoje wzory. Przyjeżdżali odbiorcy z zagranicy i podziwiali , jak toni mówili. hand made i nasze zdolności . Niestety wraz z transformacją upadla GEDANIA . Dlaczego upadla to tajemnica wszak niedawno dowiedzialam się,że w USA ręcznie malowana bombka kosztuje 100. 200 a nawet więcej dolarów.Dlaczego więc produkcja stala się nieoplacalna? Tego nie rozumiem…Dziewczyny po Liceum Plastycznym garnęly sie tam do pracy a więc kadry byly… Komu zależalo? Może wiem komu ,ale to już Gedanii nie wskrzesi…
Piękne takie wiekowe bombki, szczególnie jak się je porówna do tego plastiku, który królował jeszcze do niedawna, na szczęście chyba powoli znów wypieranego przez szkło.
A moja żona od paru lat krzywi się jak znoszę ze strychu kartony z takimi starymi bombkami, co szczególnie dziwne bo to jej rodzinne zapasy – że niby taki brzydkie, niektóre wyblakłe, itp. Chce choinkę raz na czerwono, innym razem na srebrno, a czy plastik czy szkło mało ważne. Ja trochę już machnąłem ręką (szkoda nerwów) i skupiłem się na funkcji tragarza, ale na szczęście dorastający synowie zaczynają protestować przeciwko takiej „monotematycznej” choince i na złość mamie przemycają różnokolorowe i też te stare.
A ja niedawno porządkując starą szufladę cioci wynalazłem, służące dotychczas za wyścielenie dna, swoje rysunki sprzed prawie 40 lat, w dodatku z oceną i podpisem dawno nieżyjącego dziadka. Miłe wspomnienia, szczególnie, że takich dziecinnych rysunków już sporo mam popakowanych w archiwalne teczki z imionami swoich synów. I też już trochę lat minęło jak tam leżą.
Pozdrowienia i serdeczne życzenia świąteczno-noworoczne
dla Jacka (który wolał trzymać choinkę zamiast babci)
od Jacka (młodego „fana” sprzed lat 😉
W tym roku nie udało się (ciągle „coś wypadało”), ale mam nadzieję, że w przyszłym w końcu zawitam na którąś z wycieczek, póki co podglądam w internecie to i owo z udziałem Pana.
Panie Jacku – i jak – udało się zaliczyc jakiś spacer z Opowiadaczami albo Lokalnymi, tak jak Pan planował rok temu?…
Niedawno byłem w okolicy ulicy Długa Grobla , przyglądałem się budynkom które tam powstały i wtedy wróciły wspomnienia gdy chodziłem do przedszkola przy „Blaszance” , pewnego dnia dzieci z mojej grupy zostały zabrane na wycieczkę do Gedanii , pokazano nam jak powstają bombki , na zakończenie wycieczki dostaliśmy w prezencie po jednej
A mi się przypomina moja babcia, która stroiła choinkę małymi jabłuszkami, orzechami i cukierkami w błyszczących papierkach. Babcia miała 11 dzieci, więc w domu się nie przelewało. Wszyscy byli spragnieni słodyczy, więc podkradali je z choinki jak nikt nie widział. Mieli to opanowane do perfekcji, tak że wyjmowali cukierki a papierki zostawiali nienaruszone. Trudno więc było znaleźć jakiś pełny cukierek po wigilii. A druga opowieść to choinka mojej cioci, która mieszkała dwa piętra wyżej. W dużym pokoju, w którym mieszkały jej dzieci stała choinka, a u niej w mniejszym pokoju stała jej osobista malutka choinka, która przez resztę roku była kaktusem. Na Boże Narodzenie ciocia z pazłotek z cukierków robiła maleńki bombeczki, którymi ozdabiała swojego kaktusa. Jeszcze trochę waty i cudo cieszyło oczy.
Będąc przedszkolakiem Blaszanki także miałem przyjemność odwiedzić GEDANIĘ , także dostałem bombkę na pożegnanie. Po powrocie do przedszkola wszystkie bombki zostały zebrane przez wychowawczynie – w okresie świąt trafiły na przedszkolną choinkę.
Wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzących Świąt dla Zespołu Opowiadaczy .