Żużlowcy z Gdańska i Grudziądza
Prawie jak każdy mały chłopiec w Grudziądzu, usłyszawszy ryk motorów, biegłem na stadion od którego mieszkałem jakieś 200 m. Odgłos silników, zapach paliwa i spalin roznosił się na pół miasta chociaż stadion był i jest w Parku Miejskim. A właściwie już w lasku garnizonowym.
Otaczają go drzewa i pas zieleni. Motory żużlowców to były przede wszystkim dwuzaworowe Jawy ESO 500 z silnikami Jawa 890 i później Jawa 892. Dla mnie te motory i czarny sport był wszystkim. Dzień meczu był świętem. Razem z innymi dzieciakami staliśmy przy bramkach i czekaliśmy jak Pan z ORMO zrobi gest ręką i wpuści nas na stadion. Czasami czekaliśmy krótko, bo znajomy dyżurny wpuszczał nas szybciej. Przebiegaliśmy całe koło, żeby znaleźć się przy siatce oddzielającej „trybuny” od parkingu dla zawodników. Trybuny to wiele powiedziane, bo były to zwykłe płyty betonowe i słupki. Nie było nawet wszystkich drewnianych szczebli, które tworzyły siedzenia. Nazwiska to Rose, Woryna, Jancarz, Plech, Dzikowski, Krzyżaniak, Gumuła, Szczakiel. W pierwszych latach był to tor Aniołów z Torunia czyli Apatora, później reaktywowano GKM Grudziądz.
Z czasów Grudziądza pamiętam, że mój wujek zabrał mnie na Indywidualne Mistrzostwa Świata. Jeden z cykli w 1976 odbywał się w Bydgoszczy, gdzie wygrał Ivan Mauger. Ten dzień do tej pory jest jednym z najlepszych dni w życiu. Ale wracając do Grudziądza, to fajne było to, że na treningach i po meczach wpuszczano nas na parking, mogliśmy dotknąć skórzanych kombinezonów, z bliska zobaczyć motory, a czasami dostawaliśmy żużlowe okulary. Tak – wtedy były maski i takie plastikowe okulary na gumce. To była odwaga w takim czymś jeździć i dostawać szpryce z czarnej nawierzchni toru. My zakładaliśmy je wtedy, kiedy na rowerach bawiliśmy się w żużel. Później już przyszła kolej na silniki czterozaworowe i zmiany nawierzchni torów. Moje żużlowe czasy też się urwały, bo za nauką ruszyłem do innych miast gdzie żużel nie istniał. Aż nadszedł 1989 rok, gdy osiadłem w Gdańsku i znowu usłyszałem ryk silników.
Zbieraliśmy się pod Neptunem, potem całą ławą ruszaliśmy na stadion GKS Wybrzeże. Zenon Plech już nie jeździł, bo karierę zakończył rok wcześniej. Ale wciąż opiekował się drużyną. Pamiętam jak całe Pomorze było potęgą żużlową, więc wielkie święto to były mecze z Bydgoszczą i Toruniem a później z Grudziądzem. Bracia Gollobowie, Cegielski, Olszewski, Rempała, Śledź, Protasiewicz no i już zawodnicy z obcych krajów dawali prawdziwe przedstawienia. Te mecze nie kończyły się na stadionie tylko gdzieś przy kuflu złotego napoju z pianką. Zawsze też będę wspominał tunel przez który musieliśmy przejść idąc z Długiej na stadion. Tam portrety żużlowców widniały wymalowane na ścianach, a my głośno krzyczeliśmy ich nazwiska.
Pod koniec lat 90. też miałem śmieszną przygodę. Będąc już kibicem Wybrzeża pojechałem do swoich rodziców w Grudziądzu, a że w tym dniu był mecz GKM kontra GKS. Oczywiście poszedłem na stadion. Stanąłem na wirażu i sobie głośno komentowałem wydarzenia na torze i chwaliłem zawodników z Gdańska. To był wielki błąd, bo za mną na rurkach siedziało kilku kibiców miejscowej drużyny. Raczyli się browarem i słyszeli moje relacje. I tylko usłyszałem:
E… – a ty za kim jesteś, k..rwa!
Grzecznie wyjaśniłem, że jestem rodzonym w Grudziądzu ale i tak zwinąłem program i szybko opuściłem stadion. Dotarłem cało do domu rodziców. Ale autokar z Gdańska miał wybite szyby i wyglądał już nie tak jak przed przyjazdem. Gdańsk wygrał ten mecz. Teraz już kibicuję siatkarzom Trefla Gdańsk, bo na hali jest cieplej i bezpieczniej.
Wspominał – Mariusz Lehmann
Pochodzenie zdjęcia Edwarda Jancarza – Autor nieznany, Public domain, via Wikimedia Commons.
Pochodzenie zdjęcia Ivana Maugera – Lawson Speedway, Public domain, via Wikimedia Commons.
Pochodzenie zdjęcia muralu Zenona Plecha – Artur Andrzej, CC0, via Wikimedia Commons.
Na ostatnim zdjęciu – młode pokolenie zainteresowane motocyklami i żużlem – Wit, syn Mariusza, który jak widać – poszedł w ślady taty i też fascynuje się żużlowymi motocyklami.